43. Relacje rodzinne.

Cieszyłem się, że rozmowa z Alex potoczyła się spokojnym torem. Nie wszystko wyjaśniliśmy sobie przy kolacji, ale to, co najważniejsze, zostało powiedziane. Ufała mi, a ja należałem do największych szczęściarzy, jacy stąpają po Ziemi. 

Mimo dojścia do porozumienia cisza panująca w samochodzie ciążyła zagęszczając atmosferę. Włączyłem radio, z którego po chwili popłynęły pierwsze dźwięki A Kind Of Magic Queen. Momentalnie zacząłem nucić doskonale znany mi utwór razem z wokalistą zawsze przeze mnie podziwianym. 

— Wychowałam się na tym. — Alex była wpatrzona w drogę przed nami. — Mój ojciec bardzo często ich słuchał. Był nawet na słynnym koncercie na Wembley w osiemdziesiątym szóstym. To jedyna rzecz, jakiej mu kiedykolwiek zazdrościłam. 

— Niezapomniane chwile. — Uśmiechnąłem się do siebie na wspomnienie pierwszego stadionowego koncertu na jakim byłem — koncertu U2. 

— Nawet nie masz pojęcia… Tamtego dnia mój ojciec postanowił wrócić do Stanów. Dzień później spakował swoje rzeczy, pożegnał współlokatorów i zostawił za plecami obiecujące studia na uniwersytecie w Oxfordzie. Podążył za impulsem, a później tego żałował. 

— Kosztowało go to na pewno wiele odwagi. Zostawić studia w trakcie nauki… 

— Odwagi? — Dziewczyna spojrzała na mnie. — Mój dziadek zachorował i ojciec nie miał wyjścia. Wahał się cały czas, ale wtedy, w tym tłumie ludzi, coś do niego dotarło. Może mieć albo rodzinę, albo karierę. Wybrał rodzinę, która i tak się rozsypała.  

— Nie można przewidzieć konsekwencji swoich wyborów, ale dopóki nie zdecydujemy, wszystko pozostanie możliwe. — Przez chwilę czułem się, jakbym miał przed oczami Mr Nobody, ale głównym bohaterem była młoda dziewczyna i jej ojciec, a ja jedynie narratorem. — Jedna decyzja prowadzi do drugiej, druga do trzeciej, i tak dalej. Przy którejś decyzji coś musiało pójść nie tak. 

— Poszło nie tak, kiedy podjął decyzję o ukończeniu studiów i wyjazdu do Oxfordu na końcowe egzaminy. Oprócz tego, miał też jakieś sprawy zawodowe do załatwienia w Londynie w firmie, gdzie pracowała pewna młoda studentka. 

— Chwila, przecież mówiłaś, że twoja biologiczna mama studiowała w Stanach. — Uniosłem brwi nieco zaskoczony tą rozbieżnością w tym, co usłyszałem teraz i tym, co mówiła mi Alex po pierwszym spotkaniu z Charliem. — No nie patrz tak, przyswajam sobie wszystkie informacje, jakimi mnie raczysz. 

— Poznali się w Londynie, ale to w Nowym Jorku doszło między nimi do czegoś więcej. — Głos Alex się załamywał, jakby walczyła z własnymi emocjami. 

— Doszło do czegoś, czego owocem jesteś ty. — Chwyciłem jej dłoń ściskając mocno. Chciałem  zapewnić ją o swoim wsparciu. Pragnąłem pokazać jej swoją miłość, aby mogła poczuć się przy mnie bezpiecznie i pewnie. 

— Jestem też powodem rozpadu małżeństwa. Jestem winna rozpadowi rodziny dziecka potrzebującego miłości i obojga rodziców — mruknęła ocierając drugą dłonią załzawione oczy. 

— Też byłaś dzieckiem. Też potrzebowałaś miłości. Dziecko nie jest winne temu, w jakich okolicznościach i z jakich powodów przyszło na świat.  

Serce mi się kroiło na widok rozbitej dziewczyny. Wiele się w jej życiu zmieniło w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Potrzebowała kogoś, kto jej wysłucha, a nawet pomoże zrozumieć, czy spojrzeć na wszystko z innej strony. 

— Nie chcę być powodem rozpadu kolejnych związków. Ufam ci, bo wiem, że ty też tego nie chcesz. 

Miała rację. Oboje przeżyliśmy już swoje. Spotkaliśmy wielu nieszczerych i krzywdzących ludzi. Moją największą nauczką była Cameron, a jej Charlie. Obie te osoby należały do przestróg, aby za bardzo nie ufać ludziom, jednocześnie ucząc większego zaufania do tych, którzy są z nami szczerzy. Alex była ze mną szczera od samego początku. Dla niej starałem się być równie szczery. 

****** 

Czułam ogromną ulgę mając świadomość, że nie mieliśmy z Jaredem już przed sobą tajemnic. A przynajmniej staraliśmy się nie mieć. Uczucie to spotęgowane było odprężającym prysznicem, który wzięłam chcąc zmyć z siebie złe emocje. Potrzebowałam czasu, aby wszystko w głowie poukładać i podjąć jakieś decyzje. 

Owinięta w puszysty ręcznik weszłam do sypialni, gdzie Jay rozmawiał z kimś przez telefon. Nie chciałam podsłuchiwać, dlatego wyszłam na taras czerpiąc radość z ciepłych promieni kalifornijskiego słońca. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że będę w stanie zakochać się w niemal wiecznie słonecznym klimacie i temperaturze w dzień przekraczającej zazwyczaj dwadzieścia pięć stopni. A jednak znalazłam tutaj swój dom. 

— Zastanawiam się, czy specjalnie robisz mi na złość kusząc sąsiadów swoimi nogami, czy może chcesz mi coś przekazać. – Uśmiechnęłam się szeroko na dźwięk głosu Jareda, który objął mnie w pasie. 

— Chciałam dać ci nieco prywatności – odparłam stając do niego przodem. 

— Nie mam przed tobą tajemnic. – Niebieskie oczy narzeczonego wpatrywały się we mnie uważnie. – Rozmawiałem z adwokatem. Sprawa zdjęć będzie załatwiona, więc nie będą nas już niepokoić. 

Skinęłam głową zastanawiając się, jak często będziemy w podobnej sytuacji. Wiążąc się z celebrytą powinnam być tego świadoma, prawda? Gazety będą pisać. Ludzie będą rozmawiać. Na każdym kroku będą nam towarzyszyć paparazzi. Nam i Jaredowi. 

— Dzwoniła partnerka twojego taty, kiedy się kąpałaś – mruknął Jay odwracając wzrok ku niebu. – Odebrałem, bo nie chciałem, żeby Charlie cię niepokoił, a numer był zastrzeżony… 

Przerwałam mu kładąc palec na ustach. Doceniałam jego troskę. 

— Nie tłumacz się. Rozumiem i nie mam nic przeciwko. Wiem, że chcesz mnie chronić. 

— Pytała, jak się czujesz i czy nie potrzebujesz czegoś. Prosiła też, żebyś od czasu do czasu się odezwała. Wydaje mi się, że twój ojciec chciałby wiedzieć, ale boi się sam zadzwonić. 

Wtuliłam się w bezpieczne ramiona Jareda bijąc się z myślami. Nie rozumiałam, dlaczego moje rodzinne relacje musiały się rozsypywać w drobny mak akurat teraz.  Wydawało mi się, jakby natura za wszelką cenę pragnęła utrzymać równowagę. Dając mi szczęście w postaci narzeczonego, odbierała mi ojca. Niedługo po tym, jak dowiedziałam się, że oczekuję dziecka, została mi odebrana siostra. 

— Zadzwonię do ojca, ale później. — Westchnęłam unosząc spojrzenie na twarz obejmującego mnie mężczyzny. — W tej chwili chcę się nacieszyć tobą.  

* 

— Jak się czujecie? — W głosie Jareda płynącym przez łącze telefoniczne słyszałam zmęczenie. Od dwóch tygodni byli w trasie grając koncerty niemal każdego dnia. 

— Doskonale. Wczoraj z twoją mamą byłyśmy na małych zakupach. — Wolną ręką chwyciłam leżące przede mną ubranko dla malucha. Razem z panią Constance kupiłyśmy masę ciuszków dla niemowlaków. Trochę nas poniosło. 

— Mam nadzieję, że kupiłaś sobie coś na wyjazd — zamruczał wokalista. — Koniecznie powinnaś mieć ze sobą bardzo skąpą bieliznę. 

Widząc rozłożone wokół mnie śpioszki dla dziecka roześmiałam się głośno. Z jakiegoś powodu bawiła mnie ta cała sytuacja. Kompletnie zapomniałam, że już za kilka dni miałam razem z Nathanem odwiedzić w Rzymie Ren, a potem udać się do Aten. To szczęście, jakiego zaznałam zaczynało poważnie mieszać mi w głowie. 

— Nie na takich zakupach — wyjaśniłam nadal się śmiejąc. — Poza tym nie wyglądałabym dobrze w skąpej bieliźnie. Nie będąc wielka jak wieloryb. 

— Jeśli uważasz, że teraz jesteś wielka, to co będzie za trzy miesiące, tuż przed porodem? Będzie tylko gorzej. — Głos Jareda brzmiał cicho, lecz przepełniała go czułość i ciepło. 

— Gdybyś tu był, zdzieliłabym cię poduszką.  

Serce zabiło mi szybciej, gdy usłyszałam śmiech po drugiej stronie słuchawki. Wyjechał zaledwie dwa tygodnie temu, a tęsknota za nim dokuczała mi bardziej niż mogłam się tego spodziewać.  

— Gdybym tam był, nie miałabyś czasu pomyśleć o tym, żeby to zrobić. 

— Skąd ta pewność? — Prychnęłam. Jego ego należało od czasu do czasu przykrócić, bo zdecydowanie przesadzał z tą swoją pewnością siebie i wiarą w swój urok osobisty. 

— Brakuje mi ciebie. — Momentalnie poważniejąc zmienił temat ignorując moje pytanie. — Nigdy nie spodziewałem się, że będę w stanie przywiązać się do kogokolwiek tak, żeby tęsknić będąc w trasie. Wiesz, to nie jest zwykła tęsknota za własnym łóżkiem, za spotkaniem ze znajomymi. Brak ciebie obok wywołuje chwilami fizyczny ból. Tak jak teraz. Gdybym był z tobą moglibyśmy razem zrobić te zakupy. Wybrać ubranka… 

— Jay, niedługo się zobaczymy. — Próbowałam podnieść go jakoś na duchu. Przygaszony zachowywał się zupełnie jak nie on. — Poza tym, nadrobimy to. Obiecuję. 

— Shannon cię pozdrawia. Właśnie wszedł do mojego pokoju w dość niewyjaśniony sposób. — W tle usłyszałam starszego Leto marudzącego coś na temat późnej godziny, ale Jared kontynuował. — Ostatnio zbajerował panią sprzątającą, żeby go do mnie wpuściła. Pani miała szczęście, bo akurat miałem dobry dzień i to był mój brat, a nie jakiś obcy jegomość. Chociaż czasem wątpię w to pokrewieństwo. 

Przez chwilę wsłuchiwałam się w wyminę zdań pomiędzy braćmi. Mieli zaplanowany wywiad, przez co powinni się zacząć zbierać do wyjścia. Poruszyli też kilka spraw technicznych nadchodzącego koncertu, a mi przypomniał się pewien ważny drobiazg. 

Tata. Miałam spotkać się z tatą. Dzwonił kilka dni temu pytając o możliwość spotkania. Był oszczędny w słowach, jednak doceniałam fakt wyciągnięcia ręki na zgodę. Stresowałam się tym spotkaniem, dlatego pani Constance zabrała mnie na zakupy. Chciała zająć czymś moje myśli, co bardzo doceniałam. 

Zaczynałam sama gubić się we własnych uczuciach. Nie wiedziałam, czy mam mu zaufać, czy może unieść się honorem i zrezygnować. Bałam się zaufać ponownie. Bałam się ponownego zranienia. 

— Ziemia do Al. — Z zamyślenia wyrwał mnie zaniepokojony głos Jareda. — Jesteś tam?  

— Tak, przepraszam — mruknęłam wracając do rzeczywistości. — Po prostu się zamyśliłam. 

— Już miałem dzwonić do mamy, żeby sprawdziła co z tobą. Co się dzieje, maleńka? 

— Będę widziała się z tatą. Cholernie się boję tego spotkania. 

— Powinienem tam być teraz z tobą. — Znając Jareda, właśnie zaciskał wolną dłoń w pięść, a jego twarz była cała napięta. — Gdzie się spotkacie? Obiecaj uważać na siebie. 

— Spokojnie. Tata przyjedzie tutaj. Twoja mama zaproponowała to słysząc, jak zgadzam się na spotkanie z nim — wyjaśniłam podchodząc do okna. — Powinien się niedługo pojawić. 

Zakończyliśmy rozmowę obietnicą porozmawiania później. Musiałam dać słowo, że zadzwonię, aby zdać relację ze spotkania. Jay zagroził nawet ukaraniem mnie, jeśli tego nie zrobię. Gdyby stał obok, widziałby, jak wywracam oczami na jego ostrzeżenie. 

Telefon rozdzwonił się ponownie, zanim zdążyłam go odłożyć. Tym razem dzwonił tata. Przekazałam mu wskazówki dojazdu do domu Leto jednocześnie schodząc do kuchni, aby poinformować panią Constance. 

Irracjonalność i piękno widoku ojca na podjeździe domu Jareda, mogła równać się z cennymi dziełami abstrakcjonistów wiszącymi w galeriach na całym świecie. Nigdy bym się nie spodziewała, nawet w najśmielszych snach, zobaczyć to na własne oczy. A jednak stanęłam z nim twarzą w twarz niezdolna do powiedzenia czegokolwiek.  

— Cześć tato — wydukałam czując, jak głos więźnie mi w gardle. Nie chciałam tego zepsuć. Zyskałam szansę porozmawiania z człowiekiem, na którego wsparciu i miłości mi zależało. Myśli o tym, co podzieliło nas w przeszłości zniknęły. Liczyło się tu i teraz. 

Zamiast odpowiedzieć, chwycił mnie mocno w ramiona tuląc do siebie. Łzy spływały mi po policzkach pomimo szoku wywołanego jego reakcją. Tęskniłam za tym. Za wsparciem człowieka, będącego moim wzorem w dzieciństwie. Za ojcowską miłością, pozwalającą mi znaleźć pomoc w trudnej chwili. 

— Przepraszam — szepnął mi do ucha nadal mnie trzymając. Wypowiedział słowo o sile większej niż tysiące innych, wyrażając swój żal za własne winy. — Jestem głupcem. Przepraszam cię za wszystko, co powiedziałem. Wybaczysz staremu ojcu? 

— Tato, nie marzę w tej chwili o niczym innym. — Odwzajemniłam uścisk niemal równie mocno. Ostatni raz, ściskaliśmy się w ten sposób, kiedy mama nas zostawiła. Wtedy wyrażaliśmy w ten sposób wzajemne wsparcie, dzisiaj – wzajemne wybaczenie. 

Ujrzałam światełko w tunelu. Jeszcze mieliśmy szansę na naprawienie relacji rodzinnych zniszczonych przez lata nieporozumień. Nie potrafiłam opisać radości z tego powodu, choć nadal trudno było mi z nim rozmawiać. Starałam się brzmieć naturalnie, ale wewnętrzne zdenerwowanie mi na to nie do końca pozwalało. 

Prawda była taka, że choć czułam się zraniona przez ojca, wielokrotnie doszukiwałam się w jego zachowaniu własnej winy. Nie należałam do idealnych córek, ale przecież to nie oznaczało mojej winy, prawda? Mimo to, czułam się winna temu, jak wyglądały nasze relacje. Niczego nie ułatwiały moje ucieczki z domu, zabawa z używkami, czy buntowanie się każdemu słowu. Tata zawsze traktował mnie z szacunkiem. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, jednak wtedy tego nie zauważałam, dopiero perspektywa czasu pozwoliła mi spojrzeć na wszystko z koniecznym dystansem. Gdyby nie on, kto wie, gdzie bym skończyła. 

Wykorzystując piękną pogodę usiedliśmy nad basenem z lemoniadą i przekąskami. Ojciec opowiadał mi o tym, jak odeszła od niego Drew oraz jak poznał swoją nową partnerkę. Słuchałam jego słów z przejęciem, ciesząc się ze szczęścia, które go spotkało w postaci Kathy. 

Mimo przyjaznej atmosfery, wsparcia pani Constance, co chwilę doglądającej, czy czegoś nie potrzebujemy, nadal się denerwowałam. Bałam się rozmowy o moim związku. Dwa spotkania 

— Przepraszam cię za wszystko, co zepsułem jako ojciec. — Dłoń taty uścisnęła moją. — Nigdy nie słuchałem ciebie, zawsze wierząc w słowa Drew i ulegając jej prośbom. To niedopuszczalne, żeby tak zachowywał się ojciec. 

Doskonale pamiętałam wielokrotne oskarżenia Drew o coś, czego nie zrobiłam. W nagrodę dostawałam szlaban albo zawieszano mi kieszonkowe. Ojciec nigdy nie próbował wysłuchać mojego głosu, nigdy nie poznał mojej wersji wydarzeń. Nie wiem, czy był zmęczony moim zachowaniem, czy po prostu wiedział, że i tak zignoruję szlaban. Fakt trzymania zawsze strony Drew stanowił dla mnie niepodważalny argument do kolejnych kłótni. 

— Tato, nie musisz przepraszać. Wybaczyłam ci w tym samym momencie, kiedy zobaczyłam cię wysiadającego z samochodu. Teraz zależy mi tylko na tym, aby odbudować nasze relacje. 

Nie potrafiłam powstrzymać łez widząc, jak szklą mu się oczy. Mój ojciec nigdy nie umiał okazywać uczuć, ale kiedy już to robił, był wtedy bezbronny niczym nowonarodzone dziecko. Tak samo bezbronne będzie maleństwo rosnące we mnie, kiedy wyjdzie na świat. 

Wolną dłoń położyłam na brzuchu czując jakiś nieokreślony niepokój. Jego źródło nie leżało w rozmowie z ojcem ani niczym oczywistym. Coś jakby złe przeczucie uderzyło moje serce, natychmiast rozpływając się w fali zwątpienia. 

Dochodziło do mnie czego tak właściwie się boję. Paraliżowała mnie możliwość skończenia się tej bajki. Gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl o złym zakończeniu. A to wszystko przez to, że zaczynało się powoli układać. Nie tylko w związku, ale i w rodzinie. Gdyby tylko udało mi się porozmawiać z Jul. 

— Wiesz, po waszej wizycie Kathy suszyła mi głowę. — Cichy śmiech ojca na chwilę oddalił moje irracjonalne obawy. — Czasem facet musi zostać zbesztany przez kobietę, żeby zrozumiał własne błędy. Poza tym, dopiero po tym jak odjechaliście, doszło do mnie, co powiedziałaś wtedy. 

— Nie wiedziałam o kłamstwie Jul. — Pokręciłam głową wzdychając. Chciałam się usprawiedliwić, dać mu do rozumienia, jak bardzo żałowałam. — Ona mówiła o tym tak przekonująco. 

— Twoja siostra zawsze miała talent aktorski. Ale nie o to mi chodzi. 

Spojrzałam na ojca głupiejąc. Skoro nie mówił o tym, to o czym niby? Nie miałam możliwości powiedzieć wiele przy naszym ostatnim spotkaniu. Jedyne, co mogłam przywołać w pamięci było oskarżenie o molestowanie mojej siostry.  

— Kiedy Kathy powiedziała mi o dziecku, czułem się szczęśliwy. W domu od twojego wyjazdu zrobiło się zdecydowanie zbyt cicho, więc naprawdę się ucieszyłem. Jednak nie jestem w stanie opisać mojej radości z wiadomości o wnuku. 

— Cieszę się. — Uśmiechnęłam się niemal od ucha do ucha słysząc słowa taty. Kompletnie zapomniałam o wyrzuconych w złości słowach dotyczących dziecka. Wyleciało mi nawet z głowy to, że będę mieć młodsze rodzeństwo. Zdecydowanie za dużo ostatnio się działo. — Więc nie będę już najmłodsza? 

— Nie, twój brat Zachary będzie najmłodszy. — Twarz taty rozpromieniła się. Zawsze marzył o synu, tak jak marzy każdy mężczyzna o przekazaniu dalej swojego nazwiska i dziedzictwa rodzinnego. Nie ważne, czy rodzina jest majętna, czy nie, radość mężczyzny z potomka płci męskiej jest zupełnie inna, choć równie silna. 

Nie potrafiłam w pełni naturalnie rozmawiać z ojcem. Nadal bolały mnie usłyszane niegdyś słowa oraz czyny, których byłam zarówno świadkiem, jak i celem. Gorycz tych wspomnień, co chwilę mąciła mi jasność myśli. Mimo to, potrzeba naprawienia kontaktów była silniejsza. 

Pani Constance zaprosiła nas do domu na kolację, którą przygotowała. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, ile czasu minęło nam na rozmowie. Więź pomiędzy ojcem a córką zaczęła się odbudowywać. Stare rany zabliźniły się do tego stopnia, że stanowiły teraz jedynie pełne nostalgii wspomnienia. 

Musiałam przyznać, że mama Jareda była kucharką o wiele lepszą od niego. Przygotowała świetny ryż z warzywami na parze i delikatnym kremowym sosem, choć osobiście dodałabym do niego kontrastującą słodycz. Nie potrafiłam odmówić ani odrobiny, nawet gdy proponowała dokładkę. Tato skomentował oczywiście mój większy niż zazwyczaj apetyt, bo przyzwyczaiłam go raczej do jedzenia niewielkich porcji przy okazji tych rzadkich wspólnych posiłków w domu. 

— To jeszcze nic — mruknęłam przypominając sobie podwieczorek z poprzedniego dnia. Zachcianki małej fasolki rosnącej we mnie dawały mi nieco popalić. — Wczoraj opróżniłam dwa kubełki Ben&Jerry’s o smaku masy ciasteczkowej. Jared nie dałby mi spokoju, gdyby to widział. 

— Twój narzeczony? — Tata obserwował mnie uważnie. Nadal nie akceptował w pełni mojego związku, jednak nie miał wyjścia, jeśli chciał naprawić swoje błędy z przeszłości. Miałam tylko nadzieję, że gdy dojdzie do spotkania będą w stanie spokojnie porozmawiać. 

Pokiwałam głową zastanawiając się, czego oczekiwał. Zawsze umiał zadawać odpowiednie pytania, choć nie zawsze udawało mu się to przy mnie. Zazwyczaj w takich chwilach łapałam kurtkę i znikałam na kilka godzin lub nawet całą noc. Tylko, że już nie byłam tą samą dziewczyną, która uciekła z rodzinnego domu. Przez ostatnie kilka miesięcy zmieniło się o wiele więcej niż mogło się wydawać. 

— Więc, planujecie ślub? — Niezręczność nieco zmąciła atmosferę. Choć może tylko ja to tak odczułam. W każdym razie wypadało odpowiedzieć. 

— Najpierw czekamy na kogoś. — Obawiałam się tego, jak wyglądała moja twarz w tym momencie. Chciałam się uśmiechnąć, i to bardzo, jednak nie wiem, czy mi się udało, czy nie wyszedł zamiast tego krzywy grymas. 

— Czyli nic jeszcze nie planujecie? — Głos taty był opanowany, co znaczyło, że stara się poukładać w głowie sytuację. Zawsze tak robił, gdy rzuciłam kontrargumentem burzącym jego plan rozmowy. 

— Mój syn bardzo chciałby móc zacząć już planować, ale niestety musi wywiązać się z obowiązków zawodowych. — Pani Constance odciążyła mnie nieco wtrącając się do rozmowy. Zastanawiałam się, czy to aby dobry pomysł, ale byłam jej wdzięczna za wsparcie. — Poza tym, nie chce narażać Alex na dodatkowy stres w tej chwili.  

— To zrozumiałe. Też bym martwił się o swoje dziecko i dbał o nie. Szkoda, że sam dopiero teraz zrozumiałem swoje błędy. 

— Przecież to robisz, tato. Przyjechałeś tutaj, żeby się spotkać, bo się martwisz o mnie. To się w tej chwili liczy. To i twój wnuk.  

— Przepraszam, że się wtrącę ponownie — odezwała się mama Jareda ponownie. — Alex ma rację. Nawet jeśli popełniliśmy w przeszłości jakieś błędy, to teraźniejszość się liczy. Ucząc się na pomyłkach, starając się ich nie popełniać, może nie naprawimy tego, co było, ale wpłyniemy na to, co dzieje się teraz i wydarzy się później. 

Obecność pani Constance rozładowywała niezręczność pojawiającą się w powietrzu. Bardzo byłam jej za to wdzięczna. Za każdym razem, gdy pojawiała się niezręczna cisza, ona potrafiła znaleźć nowy temat do rozmowy. Mimo to wiedziałam, że nie mogę uciekać od rozmowy z tatą w cztery oczy. Nawet jeśli bym chciała tego uniknąć, naprawa naszych relacji wymagała szczerej rozmowy. 

— Powinniśmy sobie wyjaśnić kilka rzeczy — odezwał się tata, jak tylko zostaliśmy sami, bo pani Constance musiała odebrać telefon. — Po pierwsze, nigdy nie podniósłbym ręki na twoją siostrę. W żaden sposób. Nigdy nie śmiałbym zmuszać jej do czegokolwiek, oprócz odrabiania lekcji. Jesteście moimi córkami i, na litość boską, jesteście dla mnie najważniejsze. 

— Jul mówiła z takim przekonaniem, że nawet nie przyszło mi do głowy kłamstwo.  

— Twoja siostra zawsze miała talent aktorski. — Spojrzenie taty posmutniało. — Kochała cię i cieszyła, kiedy dołączyłaś do rodziny. Moim zdaniem nadal cię kocha, ale na swój sposób.  

— Czy to z mojego powodu mama odeszła? — Spytałam choć bałam się odpowiedzi. 

— Oczywiście, że nie. — Tata chwycił moją dłoń próbując przelać w ten gest ojcowską miłość i wsparcie. — Martha odeszła, bo zrozumiała, że nie przestałem kochać twojej biologicznej matki. Zakochałem się w Ninie i nie potrafiłem wybić sobie jej z głowy. Mimo tego, co się przez to wydarzyło, nie żałuję.  

— Gdyby nie ja, bylibyście dalej szczęśliwą rodziną — mruknęłam spuszczając wzrok. 

— Nigdy nie myśl w ten sposób. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś moją córką. Powiedziałem wiele paskudnych rzeczy i za nie przepraszam, ale nigdy nie żałowałem, że mam ciebie. 

Przymknęłam oczy czując napływające do nich łzy. Częściowo poczułam ulgę, chociaż z drugiej strony nadal byłam świadoma tego, jak bardzo namieszało moje pojawienie się w domu Evansów. Kobieta, która mnie wychowywała prawdopodobnie mnie nienawidziła, tak samo jak siostra, będąca dla mnie zawsze wsparciem. 

Miałam ochotę się rozpłakać dając ujście wszystkim tym emocjom z mojego ciała, jednocześnie nie chciałam okazać słabości. Chciałam, żeby tata był ze mnie dumny widząc, jak silna jestem. Tylko czy potrafiłam być silna w takiej chwili? 

Nawet jeśli próbowałam, cały mój wysiłek i mur runął jak domek z kart, kiedy poczułam obejmujące mnie ramiona taty. Nic nie powiedział, tylko mnie przytulił. Trzymał mnie tak mocno, jakbym miała mu zaraz uciec, a on nie chciał mnie puścić. 

— Przepraszam, Alex — szepnął mi do ucha. — Za wszystko co powiedziałem i zrobiłem.  

— Ja też przepraszam, tato.  

Straciłam kontrolę i się rozpłakałam czując ulgę opanowującą moje serce. Oboje płakaliśmy przepraszając się bez końca. Nareszcie byliśmy w stanie normalnie porozmawiać, wyjaśniając sobie wszelkie niedomówienia z przeszłości. Zaczęłam rozumieć zachowanie taty w przeszłości, który nie chciał mi dopiec, a po prostu chronić. Bał się, że straci mnie tak samo jak mamę i Jul. 

****** 

Po kolejnym koncercie wróciłem do pokoju hotelowego z radością rzucając się na miękkie łóżko. Występy na żywo zawsze były wymagające, ale z czasem coraz bardziej męczyły organizm. Nadal to kochałem, choć czułem, że niedługo kręgosłup przestanie ze mną współpracować. Już teraz raz na kilka tygodni korzystałem z usług masażu ze względu na odczuwany dyskomfort. 

Niestety nie zostało mi dane nacieszyć się chwilą ciszy, bo mój telefon rozdzwonił się ledwo zdążyłem przymknąć oczy.  

— Słucham cię, mamo — westchnąłem odebrawszy telefon. 

— Prosiłeś żebym zadzwoniła, a teraz jeszcze marudzisz? 

— Dopiero wróciłem do pokoju – wyjaśniłem pocierając swędzący czubek nosa. – Nie chciałem być nieuprzejmy. 

— Chciałam cię poinformować, że wszystko jest w porządku. Alex z ojcem rozmawiają właśnie w ogrodzie. 

Zupełnie zapomniałem, o co sam poprosiłem mamę. Miała zadzwonić z wiadomością o tym, jak przebiegło spotkanie mojej narzeczonej z jej ojcem. Martwiłem się, czy spotkanie to dobry pomysł. Bałem się przebiegu rozmowy i czy któreś znowu nie zrani drugiego. Najbardziej obawiałem się o Alex, gdyż na jej bezpieczeństwie mi zależało najbardziej. 

— Dzięki, mamo. – Choć nie mogła tego widzieć, uśmiechnąłem się. – Jesteś najlepsza. 

— Lubię ta dziewczynę i chcę żeby wam się udało, bo widzę, jaki szczęśliwy jesteś przy niej. Dlatego pomogę wam jak tylko mogę.  

— Jeszcze raz dzięki. Widzimy się na ślubie Tomo, prawda? 

— Oczywiście! – Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem radosny okrzyk mamy. – Nie przepuszczę okazji, żeby zobaczyć moich synów bawiących się na weselu. Zwłaszcza, że nie wiem kiedy doczekam się ich wesel. 

— Jeszcze trochę, mamo – zaśmiałem się do telefonu. – Jeszcze trochę cierpliwości. 

 

Dodaj komentarz