44. Florencja.

Siedząc w lobby hotelu w Rzymie zastanawiałem się, czy aby dobrze robię. Mieliśmy jednak kilka dni wolnych, a ja nie mogłem się doczekać, kiedy zobaczę pewną osóbkę. Skontaktowałem się z Nathanem, z którym przyleciała do Rzymu w odwiedziny do Ren, co nie należało do zadań łatwych. Ostatecznie zaangażowałem do tego Emmę i jej konto na Facebooku.

Moja niebieska walizka stała obok mnie, a pani z recepcji obrzucała mnie co chwilę uważnym spojrzeniem. Nie dziwiłem jej się. Gdybym był na jej miejscu i w lobby usiadłby jakiś typ, w czarnej bluzie z obszernym kapturem założonym na głowę i okularach przeciwsłonecznych na nosie, z pewnością postarałbym się, żeby ochrona go wyrzuciła. Na szczęście Nathan uprzedził obsługę, że ktoś będzie na nich tutaj czekał.

Drgnąłem czując wibrację mojego telefonu w kieszeni. Dzwoniła Alex, więc zapewne wracali właśnie do hotelu.

— Cześć – zachichotała po drugiej stronie łącza.

— Cześć – odparłem rozbawiony samym sposobem rozpoczęcia przez nią rozmowy.

— W sumie nie wiem, dlaczego dzwonię teraz. Mogłam poczekać aż wrócę do hotelu.

— A nie jesteś w nim? – Zapytałem, choć doskonale znałem odpowiedź.

— Wracam właśnie. Ren z Nathanem sprzeczają się na temat trendów w modzie, a ja idę przed nimi podziwiając Rzym i zastanawiając się, co robisz.

Chciałem odpowiedzieć, że czekam na nią w hotelu, ale to zepsułoby niespodziankę.

— Siedzę – westchnąłem nie mogąc się doczekać widoku jej twarzy.

— Bardzo zabawne, Leto. – W tym momencie mógłbym założyć się o cały swój majątek, że wywróciła oczami. Za dobrze ją znałem. – Swoją drogą, wiedziałeś, że ludzie wrzucają do Fontanny Di Trevi monety nie tylko w nadziei na powrót do miasta, ale i licząc na znalezienie miłości? Wrzucenie jednej monety ma sprawić powrót do Rzymu, dwóch znalezienie miłości, a trzech małżeństwo w niedługim czasie.

— Miłość już masz, więc wrzuciłaś jedną czy trzy monety?

— Nie wierzę w zabobony – mruknęła, jakby urażona moim pytaniem.

— Fakt, dla ciebie liczba trzynaście jest szczęśliwa, a czarne koty urocze. Ty nie wierzysz w zabobony, ty wyznajesz je na opak. – Nie potrafiłem powstrzymać rozbawienia.

— Jesteś okropny. – Znowu mógłbym się założyć, że wywróciła oczami. – To nie ja przed każdym koncertem muszę odprawić swój rytuał, bo inaczej jestem markotna i nieznośna.

Wstałem i zacząłem się przechadzać po lobby czując na sobie spojrzenie recepcjonistki. Mój zadek miał serdecznie dość siedzenia na dzisiaj.

— Zbierasz sobie, moja droga – ostrzegłem ją poważniejąc.

— No co? Rozumiem twoją potrzebę rozruszania się przed koncertem, ale żeby odstawiać taniec erotyczny przed własnym bratem?

— Nikt mu nie karze patrzeć, poza tym to nie jest taniec erotyczny. – Skrzywiłem się żałując wyjawienia tej tajemnicy. Mogłem się spodziewać odbicia się tego rykoszetem. – A ty chroń zadek, bo spuszczę ci lanie, jak tylko cię spotkam.

— Do tego czasu zapomnisz – zachichotała znowu najwyraźniej rozbawiona wyprowadzeniem mnie z równowagi.

— O to się nie martw. – Na mojej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech, jak tylko za szklaną ścianą hotelowego lobby dojrzałem znajomą sylwetkę rozmawiającą przez telefon. – Moja pamięć jest całkiem dobra.

Rozłączyłem się nie chcąc palnąć czegoś, co by wydało niespodziankę. Wróciłem więc na fotel, gdzie postanowiłem spokojnie zaczekać te kilkadziesiąt sekund, choć nie było łatwo. Gdybym mógł sprałbym zadek dziewczyny na oczach wszystkich.

Grzecznie poczekałem aż wejdą przez drzwi i zbliżą się do recepcji. Ren tłumaczyła żywo Alex różnicę pomiędzy modą włoską a francuską, podczas kiedy Nathan odbierając ich klucze rozejrzał się dyskretnie po lobby. Bez problemu mnie zauważył, po czym podał Alex jej klucz. Wstałem ostrożnie i udałem się za dziewczyną do windy, zostawiając walizkę pod opieką przyjaciół szczerzących się do mnie w bezczelnych uśmiechach.

Do windy wkroczyłem ze spuszczoną głową, co w lustrze musiało wyglądać dość groteskowo. Zaowocowało to piskiem przerażenia ze strony mojej dziewczyny, która jak tylko mnie rozpoznała naburmuszyła się mrużąc oczy. Uniosłem na nią spojrzenie śmiejąc się cicho pod nosem.

— Wystraszyłem? – Spytałem starając się nie wyszczerzyć zębów w rozbawieniu. – Czy może witasz mnie piskiem radości?

— Oszalałeś? Chcesz mnie o zawał przyprawić? – Alex chwyciła się teatralnie za serce.

— Nie należysz do ludzi, których łatwo przestraszyć, Evans – zamruczałem podchodząc bliżej. Ostatnie tygodnie rozłąki nie należały do najłatwiejszych. Każdy milimetr mojego ciała za nią tęsknił, więc teraz, kiedy byliśmy zamknięci na ledwie kilku metrach kwadratowych, napięcie między nami było wyczuwalne.

— Przeceniasz mnie, Leto – westchnęła opierając się o ściankę windy.

— Po prostu się stęskniłem za tobą.

Coś zaiskrzyło, kiedy postanowiłem pogładzić jej policzek wierzchem swojej dłoni. Po raz kolejny czułem się, jak zakochany nastolatek szalejący na punkcie dziewczyny.

— I dlatego mnie wystraszyłeś? – Spytała Alex podnosząc na mnie swoje spojrzenie. — Za kilka dni mieliśmy się zobaczyć w Atenach.

— Jeśli chcesz, zaraz mogę wrócić. Gdybym wiedział nie kupowałbym nam biletów na pociąg.

Sprawianie jej niespodzianek stało się jedną z moich ulubionych rozrywek. Kochałem widzieć błysk w jej oczach i szczerą radość nawet z najmniejszego drobiazgu. Tak, jak teraz, kiedy najpierw pojawiło się zainteresowanie ustępujące trzymanemu w ryzach podnieceniu.

— Pamiętasz, jak opowiadałaś mi, że chciałabyś zobaczyć świat z okna pociągu? Siedzieliśmy nad basenem, opowiadałem ci o miejscach, które widziałem…

— To była jedna myśl wypowiedziana na głos. – Dziewczyna przygryzła dolną wargę delikatnie się rumieniąc.

— Słucham cię. Słucham i chłonę wszystko, co powiesz. Chcę zaspokajać twoje potrzeby i spełniać twoje marzenia.

Nie doczekałem się odpowiedzi. Zamiast tego jej delikatne wargi spotkały się z moimi racząc mnie jednym ze słodszych pocałunków, jakich kiedykolwiek doświadczyłem. Przez ten fragment chwili nie liczyło się nic prócz nas dwojga szaleńczo w sobie zakochanych. Pragnąłem pogłębić pocałunek, wlewając w niego całą tęsknotę towarzyszącą mi przez czas naszej rozłąki. Ku mojemu wyraźnemu niezadowoleniu przerwało nam chrząknięcie dobiegające zza moich pleców.

Mrucząc pod nosem kilka soczystych przekleństw, uniosłem wzrok na lustro za moją narzeczoną. W całą scenę wpatrywały się dwie pary przyjaznych oczu.

— Nieźle nastraszyłeś recepcjonistkę — odezwała się Ren z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. — Już miała wzywać ochronę.

— Pozwolicie, że porwę Alex? — Chwyciłem rękę dziewczyny patrząc na jej przyjaciół. — Na dwa dni.

— Nie nam się pytaj. — Ren puściła mi oczko wskazując ruchem głowy dziewczynę stojącą za mną.

Odwróciłem się z szerokim uśmiechem, aby ponownie pocałować moją narzeczona.

******

Nie spodziewałam się tego. Ani trochę. Jedna niezobowiązująca rozmowa o niczym, gdzie wymienialiśmy spostrzeżenia na temat różnych środków lokomocji. Jedno zdanie, które wypowiedziałam. Jedno zbłąkane marzenie zapamiętane przez Jareda i przez niego spełnione.

Zafascynowana patrzyłam na krajobraz przewijający się za oknem. Nie miałam okazji do podróżowania zbyt często, a tym bardziej do robienia tego pociągiem. Pamiętam tylko raz, jak mama zabrała nas do Cleveland w odwiedziny do dziadków. Całą podróż stałam wpatrzona w okno i to, co działo się za nim. Od tamtego momentu jednym z moich małych marzeń, była właśnie podróż pociągiem.

— Przed drugą popołudniu powinniśmy być we Florencji — zamruczał Jared wpatrzony w ekran swojego telefonu. Nadal siedział z głową ukrytą pod kapturem bluzy, bo bał się rozpoznania przez kogoś. — Zameldujemy się w hotelu, a potem pójdziemy zwiedzać.

— Dlaczego akurat Florencja? — Spytałam odwracając wzrok od okna i przenosząc go na mojego narzeczonego.

— Bo Werona czy Wenecja są zbyt oklepane — odparł odkładając telefon na stolik między nami.

— No fakt, nie żeby Florencja była popularnym kierunkiem turystycznym. A ty wcale nie chcesz odbyć małej wycieczki w trybie incognito. — W moich słowach było więcej ironii niż się spodziewałam, ale to podziałało. Jared zrzucił z głowy kaptur odkrywając tym samym swoje brązowe krótko ścięte włosy i tajemniczy wyraz twarzy.

— Werona to miasto zakochanych, bo Romeo i Julia i takie tam. Wenecja jest miastem zawsze kojarzącym mi się z romantycznością i karnawałem, ale więcej w nim dla mnie klimatu Vegas niż miasta miłości. Florencja natomiast, jest miastem, które z jakiegoś powody kojarzy mi się z tobą. — Swoje spojrzenie utkwił we mnie, aby w miarę wyjaśniania przenieść je na krajobraz za oknem. — Pomyślałem, że skoro odwołali mi jeden z większych wywiadów, a ty jesteś w Rzymie, to może warto poszukać tego powodu, dla którego Florencja będzie mi się kojarzyć z tobą. Wiem, to popieprzone.

Zaśmiał się nerwowo przeczesując włosy dłonią. W takich chwilach nie przypominał ani Jareda-aktora, ani nawet Jareda-wokalisty, których znałam już na wylot. W tej chwili był niezręcznym chłopcem zagubionym w wielkim świecie. Niezależnie, którą twarz przybierał, ja nie potrafiłam odmówić mu swojej miłości.

— To nie jest popieprzone — pokręciłam głową chwytając jego dłoń.

— Uwierzysz, że choć byłem wiele razy we Włoszech, jeszcze nigdy nie byłem we Florencji na dłużej? Nigdy nie miałem okazji zwiedzić tego miasta.

— Więc oboje zwiedzimy je po raz pierwszy. — Puściłam mu oczko wywołując szeroki uśmiech na jego twarzy.

Całe szczęście obyło się bez opóźnień na trasie, dzięki czemu około trzeciej popołudniu zameldowaliśmy się w hotelu z widokiem na katedrę Santa Maria Del Fiore. Nasz pokój miał niewielki taras, z którego mogliśmy podziwiać panoramę miasta, a nawet zjeść kolację przy stojącym nieopodal stoliku. Oczarowana widokiem dopiero po chwili zauważyłam wnętrze naszego dwupoziomowego pokoju.

Zaraz po wejściu, po lewej stronie mieliśmy wyjście na taras oraz łazienkę. Szafa na wprost, choć niepozorna, była bardzo pojemna i pomieściłaby nawet sporą część garderoby Jareda. Kremowe ściany współgrały idealnie z panelami podłogowymi z jasnego drewna pokrywającymi również schody. Po wejściu na kilkanaście stopni, na drugi poziom pokoju, moim oczom ukazała się jasna sypialnia. Duże okna nie tylko pozwalały podziwiać piękną panoramę miasta, ale też wpuszczały do pomieszczenia promienie toskańskiego słońca.

Pod jedną ze ścian stał stolik do kawy z dwoma krzesłami, a pod drugą zostało umieszczone duże okrągłe łóżko, którego kształt podkreślała niewysoka ścianka w jego nogach, z dopasowanym szklanym biurkiem. Wszystko w kremowych lub białych odcieniach.

— Tu jest pięknie. – Nie potrafiłam ukryć zachwytu.

— Nie ukrywam, że Emma podesłała mi kilka opcji, ale sam wybrałem tą. Chciałem, żebyś miała piękny widok i zaraz po obudzeniu mogła wyjść podziwiać panoramę miasta. — Ramiona Jareda objęły mnie od tyłu, a jego dłonie spoczęły na coraz wyraźniej widocznym brzuchu. Czując łaskotanie jego kilkudniowego zarostu na szyi odwróciłam się, aby spojrzeć mu w oczy. — Zależało mi na miejscu idealnym.

— Więc, jaki mamy plan na dzisiaj? — Uśmiechnęłam się bawiąc się triadą zawieszoną na jego szyi.

— Najpierw coś zjemy. Nie możemy zwiedzać tak pięknego miasta na głodnego. Potem przejdziemy się do Ogrodu Bardini, a dzień zakończymy kolacją na Piazza del Duomo.

Przez ułamek sekundy w oczach Jareda zobaczyłam błysk. Doskonale wiedziałam, co to oznacza. Mój narzeczony coś kombinował, ale byłam bardziej niż pewna, że niczego mi nie wyjawi. Ani trochę się nie pomyliłam, bo zaraz po szybkim prysznicu błądziliśmy uliczkami Florencji.

Od pierwszych chwil Florencja skradła moje serce. Gdyby nie wszechobecni turyści, śmiałabym posądzić czas o zatrzymanie się w miejscu. Wykonane jeszcze zapewne przez renesansowych artystów płaskorzeźby zdobiły klimatyczne kamieniczki, a gdzieniegdzie wejścia do domów strzegły wolnostojące podobizny ludzi i zwierząt. Najlepszym przykładem rzeźby, która wytrwała kilka setek lat, był Dawid Michała Anioła znajdujący się wśród zbiorów florenckiej Galeria dell’Accademia.

Niestety zaplanowany przez Jareda pobyt w kolebce renesansu przewidywał jedynie wizytę w galerii Uffizi, choć i na to musiałam poczekać. Ledwo udało mi się zaciągnąć pana perfekcyjnie-zaplanowany-wyjazd na spacer wokół katedry Santa Maria del Fiore, bo z jakiegoś powodu ten punkt pominął.

— Niesamowite – szepnęłam przejęta ze wzrokiem wzniesionym ku niebu, gdzie na tle bezchmurnego błękitu odznaczała się kopuła Il Duomo. – Prawie sześćset lat temu ludzie nie mieli narzędzi, jakie mają teraz, a jednak wznieśli coś imponującego. Coś co przetrwa dłużej niż niejedna współczesna budowla.

— Nie wiedziałem, że interesuje cię architektura. – Jared przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wyglądał, jakby coś go trapiło i nie dawało spokoju wywołując wewnętrzny stres.

— Może nie architektura, ale historia – wyjaśniłam przypominając sobie czasy zajęć w szkole. – Tą pierwszą doceniam, nawet bardzo, jednak to historia dodaje wszystkiemu uroku. Poza tym, renesans był moją ulubioną epoką.

— Z jakiegoś konkretnego powodu?

— Renesans to nowy początek. Ludzie powoli zaczynali dostrzegać, że nie wszystko jest sprawą wiary. Dzięki temu nastąpił rozwój sztuki i nauki. Wtedy też, moim zdaniem, powstały najpiękniejsze dzieła. Zawsze miałam słabość do romantycznych historii umiejscowionych w tamtych czasach.

— Myślałem, że to rycerze kojarzą się z romantycznymi opowieściami.

— Nie mi – pokręciłam głową nieco rozbawiona jego dociekliwością. – Rycerze kojarzą mi się z krucjatami. Kiedy myślę o tym, przed oczami mam strony z podręczników od historii opisujące wyprawy krzyżowe. Zabijanie dla jakiegokolwiek celu jest złe, a usprawiedliwianie tego wiarą to coś, czego nigdy nie pojmę.

Chcąc dać odpocząć trochę nogom, przysiedliśmy w pobliskiej kawiarence. Słońce grzało niemiłosiernie. Zaduch w powietrzu zmuszał ludzi do noszenia zwiewnych i lekkich ubrań wraz z nakryciami głowy. Uzupełnianie płynów również było koniecznością, więc pomimo butelki wody mineralnej noszonej przeze mnie w płóciennej torbie, zamówiłam sobie zimną lemoniadę ananasową, podczas gdy Jared wybrał cold brew.

— Nie wiedziałam, że taki z ciebie kawosz. – Wskazałam szklankę postawioną właśnie przed nim przez kelnerkę.

— Wiesz doskonale, że nie pije dużo kawy, ale akurat dzisiaj jej potrzebuje. – Twarz Jareda wykrzywił delikatny grymas. – Choć bardzo chciałem, nie mogłem minionej nocy zasnąć.

— Shannon nie dał ci spać? – Uniosłam brwi sącząc lemoniadę.

— Powiedzmy, że nie mogłem się doczekać spotkania z tobą.

W tych niebieskich oczach zauważyłam jakiś wewnętrzny błysk. Nie do końca jednak potrafiłam odczytać towarzyszące mu emocje. Z jednej strony spojrzenie Jareda z determinacją przyglądało się mojej osobie, a z drugiej zaciskał szczękę jakby był zdenerwowany. Pewna mogłam być jedynie co do jednego – coś przede mną ukrywał. Kwestią czasu pozostawało wyciągnięcie tego z niego. Musiałam tylko dobrze go podejść.

******

Próbowała. Cały czas próbowała coś ze mnie wyciągnąć, ale nie dałem się jej podejść. Do hotelu wróciliśmy wcześniej niż planowałem. Z całego stresu moją niespodzianką, zapomniałem wziąć pod uwagę stan Alex, który raczej nie pozwalał jej na zbyt długie spacery. Chcąc ulżyć jej nogom, a także zyskać nieco czasu na dopracowanie tego, co zaplanowałem, przygotowałem dla niej kąpiel.

Zamknąwszy drzwi do łazienki dałem zarówno Alex, jak i sobie nieco potrzebnej prywatności. Ona mogła odpocząć, podczas gdy ja popędziłem do recepcji odebrać przesyłkę dostarczoną przez kuriera. Emmie należał się zdecydowanie medal za pomoc. Pozostawało mi teraz trzymać kciuki, żeby wszystko pasowało.

Zanim Alex zdążyła skończyć kąpiel, sprawdziłem najmniejszą część przesyłki. W niewielkim pudełeczku znalazłem – zgodnie z wytycznymi, dwie proste srebrne obrączki, które od wewnętrznej strony wygrawerowane miały kilka słów. Słów, które choć mogły się zdawać oklepane, znaczyły dla mnie więcej niż niejedno “kocham cię” rzucone na wiatr. Wsunąłem pudełeczko do kieszeni spodni nie chcąc, żeby zostało zauważone przez Alex.

Czułem drżenie dłoni oraz niepewność skręcającą mnie od wewnątrz. To miała być nasza chwila. Tylko nasza. Nasza nowa obietnica. Mimo to, bałem się wyśmiania.

Ogarnij się, Leto. Skarciłem się podchodząc do lustra. Spodnie mogły być, ale zamiast bluzy i koszulki powinienem założyć coś odpowiedniejszego. Prosta czarna koszula z kilkoma rozpiętymi guzikami wydawała mi się najodpowiedniejszym wyborem.

— Przebierasz się? — Zza pleców usłyszałem cichy chichot.

— Chciałbym zabrać cię na kolację — odparłem ściągając z siebie bluzę, która wylądowała w walizce. Chwilę później dołączyła do niej również moja koszulka, a obserwująca mnie Alex zagwizdała.

— Nie wiem, czy dotrzemy, jeśli będziesz raczył mnie takim widokiem. — Stojąc przodem do szafy, gdzie rozwiesiliśmy nasze rzeczy, poczułem obejmujące mnie ramiona dziewczyny.

— Dotrzemy, bo tego dopilnuję. — Chwyciłem wiszącą na wieszaku koszulę, po czym odwróciłem się twarzą do Alex. — Na łóżku położyłem coś dla ciebie.  Chciałbym, żebyś to założyła.

Spojrzenie dziewczyny rozbłysło zainteresowaniem. Lubiłem sprawiać jej niespodzianki, bo mogłem widzieć za każdym razem, jak radość rozświetla jej twarz.  Tym razem postanowiłem dać jej chwilę samotności, kiedy udała się do części sypialnej. Bardzo chciałem, żeby letnia biała sukienka w kwiaty przypadła jej do gustu.

Kilka minut później odetchnąłem z ulgą widząc, jak wychodzi z łazienki przebrana w nową sukienkę. Twarz Alex promieniała od szerokiego uśmiechu, więc ten prezent najwyraźniej jej się podobał.

— Połóż dłonie na brzuchu – poleciłem chwytając telefon. – Stań bokiem i spójrz na mnie.

Zrobiła to, a ja z rozpierającą mnie dumą zrobiłem serię kilku zdjęć. Na każdym twarz mojej narzeczonej zdobiła inna mina. Zaśmiałem się widząc zdjęcie, na którym pokazuje mi język.

— Nie wiem, jak to zrobisz, ale ustaw samowyzwalacz, bo chcę też zdjęcie z tobą.

Jej życzenie było dla mnie rozkazem. Chwilę mi zajęło ustawienie telefonu w dobrej pozycji i ustawienie samowyzwalacza. Zrobienie dobrego zdjęcia zajęło nam kilka prób. Efekt końcowy był jednak wart utracenia kilkunastu minut cennego czasu. Na najlepszym zdjęciu  obejmowałem Alex od tyłu, gładząc jej odznaczający się pod sukienką brzuch. Patrzyliśmy sobie w oczy uśmiechając się przy tym lekko.

Przygryzłem wargę patrząc na szczęście widoczne w oczach Alex i moich. Kochaliśmy się, dlatego obiecałem sobie walczyć o nas, jeśli kiedykolwiek coś spróbowałoby nas rozdzielić.

— Tylko proszę, nie wrzucaj tych zdjęć nigdzie – poprosiła błagalnym głosem. – Nie chciałabym widzieć ich krążących po internecie.

— Nie mam zamiaru, maleńka – uspokoiłem ją jednocześnie przyglądając się zdjęciom. – Wyślę jedno mamie i Shannonowi. Tylko tyle.

Wybrałem jedno ze zdjęć, na których Alex była sama. Nie potrafiłem wyrazić swoich myśli słowami, więc zamiast tego wystukałem wiadomość za pomocą kilku emotek. Z rozpierającą mnie od wewnątrz dumą nacisnąłem przycisk „wyślij”.

Shannon był pierwszym, który odpowiedział. Uspokoił mnie też informacją, że wszystko idzie zgodnie z planem. Pomógł mi załatwić kilka spraw związanych z niespodzianką dla Alex, jak między innymi zapewnienie nam prywatności w wybranym przeze mnie miejscu i bycie świadkiem tego, co miało się wydarzyć.

******

Jeśli wcześniej uważałam, że Jared zachowuje się dziwnie, to teraz przechodził wszelkie granice. Nie dał z siebie wyciągnąć, co kombinuje, ale czymś się wyraźnie stresował. Im bardziej oddalaliśmy się od hotelu, tym bardziej wydawał się spięty. Zaprosił mnie na kolację, ale czy to miał być powód do zdenerwowania?

Taksówka dowiozła nas pod wejście do ogrodu Bardini. Przeszliśmy przez niezwykle malowniczy ogród na jeden z tarasów widokowych, z których rozpościerał się widok na panoramę Florencji. Wyobraziłam sobie, jak pięknie z tego miejsca musi wyglądać zachód słońca.

— Podoba ci się? – Głos Jareda oderwał mnie od podziwiania miasta.

— Tu jest przepięknie – odparłam odwracając się do narzeczonego.

Coś się w nim zmieniło. Wewnętrzne napięcie postanowiło wypłynąć na powierzchnię, wywołując drżenie dłoni i rozbiegany wzrok.

— Chciałbym ci coś zaproponować – oznajmił uśmiechając się niepewnie. – To miejsce wydaje mi się ku temu najodpowiedniejsze.

Przygryzłam wargę zastanawiając się, o co może chodzić.

— Nie chcę naciskać na formalizowanie naszego związku, ale nie będę ukrywał, jak bardzo właśnie o tym marzę. – Jared chwycił moje dłonie swoimi i ścisnął. – Chcę to mało powiedziane. Pragnę, żebyśmy byli czymś więcej niż tylko parą narzeczonych. Spodziewamy się dziecka, dlatego pomyślałem, że najwyższa pora, żebyśmy sobie coś przysięgli.

Nogi zmiękły mi w kolanach. Nie byłam pewna, czy to od nadmiaru spacerów tego dnia, czy może przez jego słowa. Czy on właśnie miał zamiar…?

— Jeśli się zgodzisz, złożymy sobie przysięgi tutaj, a formalności dopełnimy po powrocie do kraju. Wtedy też zaplanujemy uroczystość dla najbliższych. Wystarczy jedno twoje słowo.

W głowie szalało mi milion myśli. Czy byłam na to gotowa? Czy tego chciałam? Czy to nie za szybko? Każde z tych pytań znikało, kiedy spojrzałam w błękitne oczy mężczyzny przede mną. Widziałam w nich miłość i oddanie, czyli coś czemu nie mogłam odmówić. Nie miałam serca powiedzieć „nie”.

Język odmówił mi posłuszeństwa, więc skinęłam jedynie głową.

— Jeśli w takim razie pozwolisz, świadkiem naszej małej ceremonii będzie Shannon. Ma wszelkie uprawnienia, żeby udzielać ślubów na terenie Stanów.

— Oczywiście, że pozwolę. – Przesunęłam dłonią po policzku Jareda ciesząc się ze szczęścia widocznego na jego twarzy. Wyraźnie się rozluźnił, choć nadal wydawał się niespokojny.

Pochłonięta przez spojrzenie narzeczonego nawet się nie zorientowałam, kiedy dołączył do nas Shannon.

— Cześć, łabądku – przywitał się perkusista puszczając mi oczko. – Młody się denerwuje, więc może nie przeciągajmy.

— Zaplanowałeś to? – To pytanie skierowałam do wpatrzonego we mnie Jareda.

— Powiedzmy, że rozważałem to przez jakiś czas – odparł z uśmiechem. – Chciałem, żeby to była nasza chwila, a jednocześnie żeby było to oficjalne.

— I dlatego jestem tu ja – wtrącił Shannon stając pomiędzy nami. – Będę tutaj jako świadek waszej miłości, a jednocześnie będzie to wasz mały sekret dopóki nie będziecie gotowi podzielić się tym ze światem i dopełnić formalności już na terenie Stanów.

— Więc zaczynajmy – poprosiłam nabierając pewności siebie.

Delikatny wiatr rozwiewał mój luźno zapleciony warkocz. Jedynym co chroniło moje włosy od wpadania mi na twarz, była opaska przypominająca wianek z kwiatów. Idealnie pasowała do sukienki, którą miałam na sobie.

— Jestem zaszczycony móc być tutaj z wami w tej wyjątkowej chwili – zaczął Shannon spoglądając raz na mnie, raz na swojego brata. – Widziałem, jak wasze uczucie się rodzi, jak się kształtuje. Razem z wami nie mogę się doczekać narodzin brataniątka. Cieszę się, że postanowiliście związać się ze sobą jeszcze bardziej. Czy jesteście gotowi przejść na kolejny poziom? Czy jesteście gotowi przysiąc sobie nawzajem oddanie i wierność?

— Tak – odpowiedzieliśmy zgodnie nie przerywając kontaktu wzrokowego ze sobą.

— Oboje wyraziliście gotowość. Wspaniale. – Shannon klasnął dłońmi, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem. — Jako, że zaplanował to ten chochlik, mój młodszy brat, pozwól Alex, że to on pierwszy wygłosi swoją przysięgę.

W odpowiedzi skinęłam głową czując motylki w brzuchu. Uniosłam spojrzenie na stojącego przede mną Jareda. Oczy mu lśniły, a w kącikach ust czaił się uśmiech.

— Kiedy w pewien kwietniowy poranek wszedłem do kawiarni nieopodal dworca autobusowego w Nowym Jorku, nie myślałem, że spotkam w niej osobę zdolną zawrócić mi w głowie. – Zazwyczaj pewny siebie aktor i muzyk, miał właśnie problem z zapanowaniem nad swoim głosem, który łamał się przy prawie każdym słowie. – Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że jeszcze kiedyś komuś się to w ogóle uda. Tobie, droga Alex, udało się to już od pierwszej chwili. Zaintrygowałaś mnie w kawiarni, a potem na przyjęciu zawróciłaś w głowie. Biję się w pierś, że założyłem się z Shannonem, ale dzięki temu miałem motywację, żeby cię poznać. Z czasem szczeniacki zakład przestał się liczyć, bo zaczęliśmy się do siebie zbliżać, jak przeciwne bieguny w magnesie. Choćbym się starał, nie potrafiłbym odpuścić. Zatraciłem się w tobie, jak jakiś narkoman. Zwykle trasa była dla mnie niesamowitą przygodą. Mogłem poznawać świat. Teraz graniczy z męką, kiedy dopada mnie tęsknota za tobą.

Do oczu napłynęły mi łzy. Dłoń Jareda pogłaskała mój policzek delikatnie, gdy zbierał się w sobie, żeby dokończyć.

— Jesteś moim życiem. Temu życiu ofiarowuję moją wierność i oddanie. Dziś, jutro, za miesiąc, za rok, zawsze wybiorę Ciebie. Niezależnie od tego, co przyniesie życie, na zawsze będziesz moim wyborem.

Przymknęłam oczy wtulając twarz we wciąż dotykającą mnie dłoń. Nic wokół nas nie miało znaczenia. W tej chwili liczyliśmy się tylko my dwoje. My dwoje i nasze wspólne szczęście.

— Uratowałeś najpierw mój telefon. Potem nawet moje życie. Dosłownie i w przenośni. – Spojrzałam w oczy ukochanego mężczyzny. – Choć próbowałam zachować dystans, od samego początku coś nas do siebie ciągnęło. Twój upór sprawił, że znów potrafiłam się do kogoś przywiązać. Byłeś mi wsparciem od samego początku. Uratowałeś mnie od bólu, który nie opuszczał mnie od kilku lat… — Mój głos się załamał, a łzy popłynęły po policzkach. Nie potrafiłam wyrazić słowami swoich uczuć. Nie umiałam nawet w najmniejszym stopniu oddać tego, za co byłam mu wdzięczna. – Ofiarowałeś mi świat. Dzięki tobie poczułam jak to jest żyć pełną piersią. Dzięki tobie, po raz pierwszy w życiu poczułam się szczęśliwa.

Byłam pewna, że gdyby nie powaga chwili, w tym właśnie momencie Shannon rzuciłby komentarzem dotyczącym jego brata. Nawet jemu nie zdarzało się zbyt często widzieć go płaczącego. Tak, Jared Leto płakał. Obnażył swoje uczucia przed nami.

Pokonując wewnętrzną blokadę, kontynuowałam.

— Ofiarowuję ci moją miłość i wsparcie, bezwarunkowe zaufanie niezależnie od sytuacji. Ofiarowuję ci całą siebie i przysięgam stać u twego boku każdego kolejnego dnia.

— To było wzruszające, prawie tak, jak wieści o brataniątku. – Shannon westchnął teatralnie, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. – Gdzieś zasłyszałem, że przed związaniem się z kimś, powinno się dać tej drugiej osobie komputer z wolnym internetem i zobaczyć, jak się zachowa. Przy wolnym internecie podobno pokazujemy swoją prawdziwą twarz. Podobnie jest z życiem. Jeśli zawita do niego nuda i rutyna, można dostać z głową. Dlatego trzeba u swego boku mieć kogoś, kto nad nami zapanuje. Kogoś, kto nie pozwoli nam się nudzić, a naszemu życiu zwolnić. Wy póki co, pędzicie razem odrzucając na bok wszelkie przeszkody.

Z wzruszeniem słuchaliśmy słów Shannona. Musiałam przyznać, że był wspaniałym materiałem na świadka naszej małej ceremonii. Nie mogłabym wymarzyć sobie nikogo lepszego.

— Podobno prawdziwa miłość jest wtedy, kiedy śpiewając karaoke „Under Pressure” pozwala się drugiej osobie śpiewać część wykonywaną przez Freddiego Mercurego. Prawdę powiedziawszy, to wasza miłość przypomina mi bardziej wspólne śpiewanie wszystkich partii wokalnych w „Bohemian Rhapsody”. Bo to nie chodzi o ustępstwa, ale o współdziałanie. O partnerstwo. To was łączy i to jest piękne. Dlatego pozwólcie bracie i siostro, bo czy chcesz czy nie Alex, to jesteś dla mnie jak siostra… Pozwólcie mi, że choć na tą chwilę jedynie symbolicznie, udzielę wam ślubu.

Z kieszeni marynarki Jared wyciągnął niewielkie czarne pudełeczko, które podał Shannonowi. Ten z kolei otworzył je i odwrócił w naszą stronę.

— Proszę nałóżcie sobie te symboliczne obrączki na znak waszego wzajemnego przywiązania – poinstruował nas nasz prywatny mistrz ceremonii, po czym wyszczerzył się szeroko. – Teraz mój ulubiony moment…

Żadne z nas nie potrafiło powstrzymać rozbawienia słysząc podekscytowanie Shannona.

— Alexis Marie Evans, czy zgodzisz się być muzą Jareda do końca świata i o jeden dzień dłużej?

Z ust perkusisty mogłam się spodziewać każdego pytania, jednak tego nie przewidziałam. Mimo to, nie zastanawiałam się ani chwili nad odpowiedzią.

— Tak. Każdego wspólnego dnia.

Nałożyłam obrączkę na palec mężczyzny, któremu właśnie obiecałam całą siebie.

— Jaredzie Josephie Leto, czy będziesz dla Alex światłem, tak aby nie zgubiła się będąc po środku niczego?

Drgnęłam na dźwięk ostatnich słów, jakie wypowiedział Shannon. Jeśli do tej pory w miarę panowałam nad sobą, a łzy spływały mi pojedynczo, to teraz straciłam kontrolę. Słona powódź zalała moje policzki słysząc nawiązanie do pewnej wyjątkowej piosenki.

— Tak. Każdego wspólnego dnia.

Drżałam tak bardzo, że Jared miał mały problem z nałożeniem mi obrączki na palec. Najwyraźniej wszelkie emocje postanowiły ze mnie wypłynąć właśnie w tej chwili.

— No dalej, teraz się pocałujcie, a mężem i żoną ogłoszę was na oficjalnej ceremonii – zaśmiał się Shannon nieco się od nas odsuwając.

W następnej sekundzie kompletnie o nim zapomniałam czując na swoich wargach pocałunek mojego partnera. Wszystko przestało istnieć. Byliśmy tylko my dwoje złączeni w pocałunku.

Jedna myśl w temacie “44. Florencja.

  1. Trochę się stresuję – nie pisałam komentarzy od dobrych kilku lat. Nie wiem, czy jeszcze potrafię to robić. Wielka presja…
    Zadek, zadek, zadek, nie za dużo czasem tych zadków? Pupa też nie jest wulgarna.
    Faktycznie nie szczędzisz słodyczy. Trochę to ciężkostrawne. Albo ja już odwykłam od takich klimatów. Urok i prosta przestały na mnie działać, sama nie znam przyczyny, nie wiem, chyba nie jestem już najlepszym czytelnikiem. Swojego starego pisadła też już bym dziś nie zniosła.
    Nie czuję emocji, a powinnam je czuć… Nie wiem, czy powinnam pisać ten komentarz w ogóle. Ale czyż nie wszyscy cenili mnie za szczerość? Ech, nie wiem, może to nie Twoja wina, może to chemia. Nie uśmiecham się, kiedy oni się uśmiechają, nie wzruszam, choć oni się wzruszają. Może brakuje już tego zaangażowania, które było lata temu? Może za dużo tych lat upłynęło? Jestem zimnym robotem, kiedyś nie byłam, znaczy lepiej udawałam, że nie jestem, chyba.
    Pisz, ciesz się tym i ciesz innych. I zwracaj większą uwagę na interpunkcję, bo będę bić!

Dodaj komentarz